niedziela, 30 marca 2014

Chapter 1: Practice

Półtora roku wcześniej……

Kolejny raz patrząc w lustro zjechałam do szpagatu. Była to już dla mnie naturalna czynność, chociaż jeszcze jakiś rok temu nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Patrzyłam na swoje odbicie w lustrze byłam szczuplejsza i zgrabniejsza niż na początku swojej tanecznej kariery. Kiedy miałam 6 lat zaczęłam poważnie trenować taniec towarzyski, lecz stwierdziłam, że chcę spróbować czegoś innego. Wtedy zapisałam się tutaj. Pamiętam swój pierwszy trening na nowym miejscu przyjechałam na niego z Lili, był to październikowy  dzień, a z nieba padał deszcz. Bałam się, że nie dorównam innym, bo przecież nigdy wcześniej nie tańczyłam hip-hop’u, ani niczego takiego.  Jednak wszyscy miło nas przywitali. Teraz dobrze tańczę jazz, hip-hop, show dance i balet. Może nie jestem jeszcze profesjonalistką w balecie, ale nie narzekam na swoje umiejętności w tej dziedzinie.  Tutaj wśród tych dziewczyn czułam się jak w domu. Na sali treningowej i na turniejach to one zastępowały mi rodzinę. Mimo, że znałyśmy się tak krótko to troszczyłyśmy się o siebie nawzajem, użądzałyśmy spotaknia i plotki przed przed oraz po treningach. Byłyśmy ze sobą bardzo blisko. Nasza trenerka była miłą kobietą przed 30, o kasztanowych włosach i niebieskich oczach. Ona też lubiła z nami rozmawiać i spotykać się na tzw. sptkankach integracyjnych. Mimo, że była młoda miała naprawdę duże doświadczenie. Jej choreografie były niesamowitę i naprawdę dużo się od niej nauczyłam. Z rozmyślań wyrwał mnie właśnie jej głos oznajmiający, że przechodzimy do ćwiczenia układu.  Wstałam i rozejrzałam się dokoła, wszystkie dziewczyny ustawiały się na dobrze znanych im miejscach, ja również poszłam w ich ślady. Rozbrzmiała muzyka i pierwsza z nas zaczęła tańczyć.  A my czekałyśmy w bezruchu na naszą kolej. W powietrzu było czuć wyczekiwanie. W końcu już wszystkie byłyśmy w ruchu. Zaczeły się obroty, skoki, podnoszenia. Wszystkim nam zależało, żeby tańczyć jak najlepiej, więc starałyśmy się robić wszystko co do milimetra równo.  Pomiędzy nami było czuć dziwną energie. Zaufanie. To na pewno to. Nawet przy skomplikowanych podnoszeniach nie bałyśmy się, bo ufałyśmy, że koleżanką  nie zawiedzie.  To właśnie kochałam w tańcu, zbliżył nas do siebie.  To przez miłość do niego byłyśmy takie zgodne.  Nie byłyśmy jeszcze profesjonalistkami, ale w tańcu mogłam, zresztą wszystkie mogłyśmy zdjąć maskę codzienności i pokazać prawdziwą siebie. To właśnie było piękne. To było coś czego nie znalazłam w kamiennych lub sztucznie uśmiechniętych twarzach dziewczyn w tańcu towarzyskim. Tam wszystko było sztywne, nawet co może się wydawać dziwne, sztywne były takie tańcę jak samba czy rumba, bo wszystko musiało być ściśle według wzoru. Nie było miejsca na zabwę. Tutaj same dawałyśmy pomysły na kroki, więc dobrze czułyśmy sie w choreografii, która była też cześcią naszego własnego pomysłu. Świetnie się przy tym bawiłyśmy, na treningach był tez śmiech, który nas łączył, a nie tylko praca, praca i praca. Nie tylko podczas treningów, ale też pokazów czy turniejów starałyśmy czerpać z tego jak największą satysfakcje. Dlatego nasz uśmiech był prawdziwy i energia też.



Rozdziały będą dodawane co tydzień w okolicach weekendu, bo mam strasznie dużo nauki i zajeć dodatkowych, wiec nie mam czasu w tygodniu.
                                                                               Mrs. Forever Young

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz